Awantury o pochodzenie Słowian ciąg dalszy. Kilka uwag na temat książki Tomasza Kosińskiego Rodowód Słowian (Warszawa 2017)


Warto szukać odpowiedzi na te i inne pytania.
Kto pyta, nie błądzi. Kto szuka, ten znajduje.
Kto gra, ten wygrywa. Zagrajmy więc
w odkrywanie historii na nowo
Tomasz Kosiński, Rodowód Słowian (s. 41)

Do panteonu lechickich bardów, za sprawą ostatnio wydanej książki zatytułowanej Rodowód Słowian, dołączył politolog i obieżyświat Tomasz Kosiński. Autor stara się zabrać głos w dyskusji na temat pochodzenia Słowian, czerpiąc wiedzę m.in. z takich nauk jak historia, archeologia, językoznawstwo, genetyka i antropologia. Niestety, książka Kosińskiego nie wytrzymuje ognia krytyki. W prezentacji swoich argumentów autor narzuca bowiem z góry założoną tezę, przedstawia problem jednostronnie, nie potrafi przenikliwie i obiektywnie analizować cudzych poglądów i badań, a nader wszystko – przemilcza kilka ważnych i ciekawych prac z literatury fachowej, niezbędnych do całościowego i merytorycznego przedstawienia wybranego tematu.
Niniejszy tekst nie pretenduje do miana recenzji z dwóch podstawowych powodów. Po pierwsze: pomijam w analizie kwestie językoznawcze. Mam wątpliwości, czy wnioski autora w ogóle powinny zostać wzięte na poważnie z uwagi na błędne odczytanie źródeł. Wszelkie próby tłumaczeń etymologii nazw ludów czy nazw geograficznych stanowią czyste spekulacje autora. Po drugie: książka ta nie tyle warta jest recenzji, co uzupełnienia, a przede wszystkim sprostowania kilku nadinterpretacji związanych z dyskusją o pochodzeniu Słowian.
Omawiane dzieło składa się ze wstępu, czterech rozdziałów, zakończenia, bibliografii, indeksu oraz wykazu skrótów. We wstępie (s. 9–18) autor opowiada o wykorzystanej metodologii – wymienia tutaj metodę komparatystyczną, krytykę i weryfikację poglądów, studiowanie map, czy osobiste podróże po świecie. Zastosował również zasadę ekonomii myślenia zwaną brzytwą Ockhama, dążącą do tłumaczenia rzeczywistości w sposób prosty, bez mnożenia zbędnej argumentacji. Jak pisze:

W języku zawarte są wiedza i magia. Wszystko wydawało mi się z początku trudne i niezrozumiałe, nim stało się proste i czytelne. Wystarczyło pójść z pozoru prostą drogą. Najpierw musiałem uwolnić zaprogramowany umysł, odrzucić dogmaty, spojrzeć na pewne sprawy kompleksowo, korzystać z wielu źródeł i dziedzin naukowych […] Ważny był też dla mnie oczywisty fakt zamieszkiwania Słowian na swych ziemiach przynajmniej od 10 700 lat, co potwierdzają chociażby ostatnie wyniki prac archeogenetyków. Prowadzone przeze mnie badania i stan wiedzy przedstawiony w tej pracy utwierdziły mnie jeszcze dobitniej w tych przekonaniach (s. 12–13).

Autor usiłuje również obnażyć przed czytelnikiem bezzasadność ufności w dogmaty i „oficjalną naukę”, nie definiuje jednak co rozumie poprzez termin ‘oficjalna nauka’, jak również ‘nieoficjalna nauka’. Ów ”proces oświecenia”, T. Kosiński dzieli na siedem etapów: nieświadomość, ciekawość, aktywność, wiarę, tożsamość, wiedzę i ostateczne uzyskanie oświecenia (s. 14–15). Rozdział I zatytułowany Prapoczątki cywilizacji ario-słowiańskiej (s. 19–50) składa się z omówienia znanych teorii o pochodzeniu człowieka: kreacjonizmu, ewolucjonizmu, ewolucyjnego kreacjonizmu. Najwięcej miejsca poświęca jednak teorii o ingerencji obcych cywilizacji:

Naszą planetę miały penetrować zasiedlić takie pozaziemskie rasy jak: Liriane, Syriane, Plejadianie, Arianie, Bakaratinianie, Nibiruanie, Centaurianie, Weganie, Aremoniane. Niektórzy z nich byli spokojni i pokojowo nastawieni do innych ras, a inni lubowali się w wojnach. Byli też tacy, którzy traktowali Ziemię jako wielkie laboratorium genetyczne. (s. 29).

W rozdziale drugim (s. 51–174) stara się odpowiedzieć na pytanie o to, skąd wzięli się Słowianie. W następnym rozdziale (s. 175–263) autor pochyla się nad problemem pochodzenia innych ludów Euroazji, rozdział czwarty zaś dotyczy słowiańskiego nazewnictwa w Euroazji (s. 265–302).
W książce powiela się pewien schemat. Autor reprodukuje swoje wyobrażenia na temat pochodzenia Słowian w ogóle nie bacząc na osiągnięcia archeologii w perspektywie chociażby badań nad siedzibami Słowian. Dla autora jest to germańska ideologia. Najwięcej miejsca Kosiński poświęca rozważaniom na temat sporu między autochotnizmem a allochtonizmem Słowian, czyli – mówiąc najprościej – zagadnieniu czy Słowianie byli na naszych ziemiach od czasów prehistorycznych (autochonizm), czy też tu przybyli (allochtonizm). Obecnie nauka składnia się ku teorii allochtonistycznej. Niniejsze rozważania nie mają na celu rozwiązania sporu między tymi dwiema koncepcjami, ponieważ jest to o wiele za szeroki problem, dyskutowany zresztą już od wielu lat. Zdziwiło mnie jednak, że autor w ogóle nie odnosi się i nie cytuje obecnie najbardziej wiarygodnego głosu w sprawie pochodzenia i etnogenezy Słowian, a mianowicie monumentalnego dzieła Archeologia o początkach Słowian. Materiały z konferencji, Kraków 19–21 listopada 2001, pod redakcją Piotra Kaczanowskiego i Michała Parczewskiego (Kraków 2005, tam też szeroka literatura przedmiotu). Zabrakło polemiki chociażby z niezwykle erudycyjnym tekstem Jerzego Strzelczyka o etnogenezie Słowian w świetle źródeł pisanych (s. 19–29). Warty uwagi w kontekście tego zagadnienia jest również artykuł Kaczanowskiego o stanie badań i sposobie prowadzenia dyskusji na temat pochodzenia Słowian (s. 13–18). Autor nie zapoznał się też z zamieszczoną w tym tomie bardzo pouczającą dyskusją między badaczami, która mogłaby przyczynić się do lepszego zrozumienia poruszanej przez autora tematyki. Zabrakło mi też polemiki z tezami i wynikami badań Kazimierza Godłowskiego (zwłaszcza do stworzonej przez niego mapy etnicznej naszych ziem), a następnie jego ucznia Michała Parczewskiego, które autor kwituje stwierdzeniem, że zostały one obecnie podważone przez językoznawców, antropologów i archeogenetyków, przedstawiając jedynie tezy Janusza Piontka oraz badania nad chromosomami Y-DNA (s. 74–75). Na temat genetyki i haplogrup pisaliśmy na blogu w tych miejscach: TUTAJTUTAJTUTAJ i TUTAJ.
Przejdźmy do konkretnych cytatów:

Twierdzenie o allochtonizmie Słowian opiera się głównie na pangermańskich koncepcjach rodem z czasów zaborów oraz dominacji nazizmu, a potem komunizmu. Ich podstawą były polityczne interpretowane odkrycia archeologiczne oderwane od innych dziedzin nauki, a podstawowym problemem tych założeń było utożsamianie kultury materialnej z etnosem, tak jak u Gustafa Kossinny, zwolennika i teoretyka faszyzmu, oraz jego zwolenników. Zgodnie z tą logiką, gdyby jakiś archeolog zastosował Kossinowską metodę, to – przykładowo – 70 lat temu Polskę zamieszkiwaliby przedstawiciele „kultury radioodbiorników lampowych”, a czasy obecne to „kultura smartfonów”. (s. 10)

Duża rola w tej dziedzinie przypada archeologom, którzy niestety, biorą pod uwagę dogmatyczne teorie allochtonistów za pewnik, przypisywali nazbyt często i dość pochopnie wszelkie znaleziska podczas wykopalisk na terenach Euroazji plemieniom celtyckim, pragermańskim lub bliżej im nieznanym, co prowadziło wielokrotnie do zakłamań i manipulacji faktami. (s. 17)

Metoda stosowana przez Gustafa Kossinnę, którą Kosiński tak stara się zdyskredytować, nie różni się zbytnio od tej, którą zastosował Józef Kostrzewski (uczeń Kossinny) - twórca poznańskiej szkoły autochtonicznej (do którego Kosiński ma pozytywny stosunek, nawet zadedykował mu swoją książkę).
Oboje jednak doszli do skrajnie odmiennych wniosków, które były wykorzystywane do ówczesnej walki politycznej. Hipotezy Kostrzewskiego, pomimo jego szczerych intencji badawczych, nie wytrzymały próby czasu. Pamiętajmy, że na progu odzyskania przez Polskę niepodległości, chciano za wszelką cenę uwolnić się od wpływów niemieckich (nie tylko tych politycznych), a teoria Kostrzewskiego stała się orężem do polemiki z tezami Kossinny. Szkoda też, że autor nie rozumie czym jest kultura archeologiczna, a przynajmniej nie definiuje w swojej książce co przez nią rozumie.

Szczególną uwagę w tej części poświęcam etnogenezie Słowian, gdyż niestety w zachodniej nauce i – o zgrozo – także wśród większości polskich lingwistów, historyków czy archeologów wciąż pokutuje dogmat, że Słowianie pojawili się w Europie Środkowej dopiero w okresie porzymski, podczas tzw. Wielkiej Wędrówki Ludów. Allochtoniści, czyli zwolennicy teorii napływu plemion słowiańskich z azjatyckich stepów do Europy ok. VI w. e.ch, opierając swą wiedzę głównie na pracach niemieckiego rasisty i jednego z twórcą ideologii nazistowskiej Gustawa Kossinny, toczą odwieczne spory z autochtonistami, czyli zwolennikami tezy o zasiedzeniu Słowian na terenach środkowo-wchodnio-południowej Europu od tysięcy lat. […] Można zauważyć topniejącą liczbę historyków, językoznawców, archeologów czy etnografów, którzy twardo stoją na gruncie allochtonizmu Słowian, broniąc swego dorobku naukowego jak domu rodzinnego. O ile można szacować, że jeszcze w latach 90. Stanowili ok. 90% ogółu, o tyle w roku 2000 ich liczba zmalała do ok. 60%, a obecnie może sięgać tylko ok. 40 %. (s. 52–53)
Według koncepcji allochtonicznej ludy prasłowiańskie przywędrowały ok. VI. W. e.ch. z obszarów górnego dorzecza Dniepru. Jej głównymi przedstawicielami byli: niemiecki rasista i teoretyk nazizmu Gustaf Kossinna, za nim wielu niemieckich i innych uczonych, jak Vasmer czy Hirt, a pod ich wpływem również tacy polscy naukowcy, tacy jak Godłowski, Rozwadowski, Gołąb, Moszyński, Rostafiński i po części Brückner […] Głównym problemem teorii allochtonicznej był brak interdyscyplinarnego podejścia do tematu. Archeolodzy nie brali pod uwagę wniosków językoznawców, antropologów, demografów i uczonych z innych dziedzin. Przyczyniło się do powstania Kossinnowego efektu domina, czyli wyciągania wniosków i tworzenia nowych teorii w innych dziedzinach nauki na podstawie „politycznej poprawnej” pangermańskiej ideologii o etnogenezie Słowian i Germanów (s. 70–71)

Po przeczytaniu powyższego fragmentu nieuchronnie nasuwa się pytanie: na jakiej podstawie autor oszacował procentowy rozkład „sił” zwolenników autochonizmu i allochtonizmu Słowian? Ponadto, emocjonalne ataki autora należy traktować jak bezradność, będącą pokłosiem fiksacji antyniemieckiej i braku argumentów naukowych. Tak, jak dla Janusza Bieszka ucieleśnieniem wszelkiego zła w nauce i zakłamana historii Słowian jest Joachim Lelewel, tak dla Tomasza Kosińskiego takim niegodnym zaufania badaczem jest Gustaf Kossinna. W obu przypadkach niesłusznie. Kossinny nie można postrzegać w jednoznacznie złym świetle, a autor posuwa się w swoich teoriach na jego temat do skandalicznych tez. W książce oraz filmie promocyjnym stworzonym przez wydawnictwo Bellona ZOBACZ
Kossina nie był ideologiem nazistów, w przeciwieństwie do Bolka von Richtena czy Hansa Schliefa, którzy są dużo bardziej adekwatnymi przykładami archeologów zapatrzonych w nazizm, o których jednak autor nie wspomina. Autor przeoczył również w swoim wywodzie historyków, którzy współpracowali z hitlerowskimi Niemcami – tu koronnym przykładem jest wybitny mediewista Percy Ernst Schramm (spec od archeologii prawnej, znaków władzy i symboliki państwa). Wygłaszanie poglądów rasistowskich było w ówczesnych czasach normą nie tylko w Niemczech – wystarczy tu wymienić Anglika Herberta Spencera czy Francuzów Gerogesa Vachera de Lapougne i Arthura de Gobineau.
Zarzut braku interdyscyplinarności w badaniach zwolenników allochtonizmu również jest chybiony. Wyczuwalne jest, że autor ucieka w nieuzasadnione quasi-metodologiczne wybiegi, zamiast zapoznać się z fachową literaturą. Zdaje się, że Kosiński nie słyszał też o tzw. badaniach milenijnych, które były ważnym krokiem w rozwoju archeologii średniowiecznej w Polsce, a które polegały na współpracy historyków, archeologów, historyków sztuki, językoznawców czy etnografów. Późniejsze badania również były przeprowadzane przy udziale przedstawicieli różnych dyscyplin.
Na koniec tej części rozważań, warto też zaprzeczyć temu, co starają się imputować zwolennicy autochtonizmu, czyli założeniu, jakoby allochtoniści opowiadali się za pobytem ludów germańskich na ziemiach polskich. Oddajmy w tej kwestii głos K. Godłowskiemu:

Istotnie mam wątpliwości co do tego, jaki element etniczny kryje się za niektórymi wchodzącymi tu w grę grupami kulturowymi, szczególnie występującymi na ziemiach polskich. Z jednej strony bowiem źródła pisane wskazują na obecność i znaczną rolę, jaką odgrywały tutaj w ciągu okresu rzymskiego plemiona germańskie, a większa część terenów zajmowanych przez omawianą tu przez nas środkowo-północnoeuropejską prowincję kulturową zasiedlona była niewątpliwie przez ludy germańskie, z drugiej strony, przy całym sceptycyzmie co do danych lingwistycznych zastanawiające są dla mnie jednogłośnie stwierdzane przez językoznawców bardzo słabe ślady obecności elementów germańskich w hydronomii dorzeczy Odry i Wisły, choć występuje tutaj [...] wyraźna warstwa innych nazw przedsłowiańskich, określanych jako wenetyjskie lub „staroeuropejskie”. W zestawieniu z występowaniem w źródłach pisanych nazw plemiennych o charakterze niegermańskim, a także (u Ptolemeusza) nazw miejscowości, które ewentualnie należy lokalizować na ziemiach dzisiejszej Polski, a które również mają charakter niesłowiański i niegermański […] należy się liczyć z możliwością występowania w okresie wpływów rzymskich w dorzeczu Odry Wisły jakiś bliżej niesprecyzowanych grup etnicznych o charakterze niegermańskim i niesłowiańskim [...]. W sprawie tej trudno jest wyjaśnić poza niejasne przypuszczenie. (K. Godłowski, Pierwotne siedziby Słowian. Wybór pism, pod red. M. Parczewskiego, Kraków 2000, s. 283; powyższy cytat przytaczany jest również przez M. Parczewskiego w dyskusji między badaczami w materiałach pokonferencyjnych Archeologia o początkach Słowian, s. 83). 

Sprawa jest zatem dużo bardziej skomplikowana na poziomie badań, a nie presji ideologicznej, o której T. Kosiński wspomina w swojej książce chociażby na stronie 177.

Poruszmy jeszcze kilka innych wątków z książki:
Etos sarmackiej szlachty przyczynił się do wzrostu poczucia dumy narodowej i stworzenia potęgi Rzeczypospolitej w XV-XVII w. Przekonanie o statusie narodu wybranego dodawało Polakom wiary w swoją misję strażników wartości i tradycji, a nasz kraj – będąc jednocześnie ostoją tolerancji – stał się zbawieniem dla Europy, czego dowodem była choćby najpierw bitwa pod Chocimiem, a potem odsiecz wiedeńska, kiedy to husaria Jana III Sobieskiego zatrzymała nawałę turecką. Wielce prawdopodobne jest, że gdyby nie to powszechnie przeświadczenie Polaków-Sarmatów o swoich wybraństwie, uznawane przez krytyków za szlachecką megalomanię, to ówczesna – i w następstwie tego także obecna – Europa byłaby chanatem osmańskim z dominacją islamu, a nie chrześcijaństwa. (s. 63)

Gdzie XV wiek, a gdzie sarmatyzm (koniec XVI wieku). Autor zakłada tutaj błędne ramy chronologiczne. Co do zwycięstw Sobieskiego: niezaprzeczalnym faktem jest ich ranga, pamiętajmy jednak, że nie zostały one w pełni strategicznie wykorzystane. A w kwestii islamu, którą porusza – jest to czysta spekulacja. Autor myli tutaj krytykę z diagnozą i tezą badawczą. Ostatnio na podobne insynuacje odpowiedział profil fb Historyczne bzdury ZOBACZ.

Piotr Makuch w cytowanej książce Od Ariów do Sarmatów. Nieznane 2500 lat historii Polaków (2013), wydanej z dotacją Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, stawia odważną tezę z wykorzystaniem naukowej metodologii, że Lechici (Słowianie) to Sarmaci (Scytowie). Opiera się, co prawda, jedynie na wykazaniu podobieństw treści legend słowiańskich z mitologią kejanidzką (zachodnioscytyjską) oraz ich korelacji z opowieściami z hinduskich Wed i staroirańskiej Awesty, uznając tym samym, że nasze bajeczne dzieje to tylko kopia tych dawnych wydarzeń. Jest to jednak przełom w oficjalnym nurcie, w którym do tej pory wszelkie tego typu teorie uznawano za pseudonaukowe. (s. 63)
Książka Piotra Makucha została już solidnie omówiona przez Dariusza A. Sikorskiego na forum historycy.org. ZOBACZ, o czym na blogu zresztą wielokrotnie wspominaliśmy. Wywiązała się tam dyskusja, z której – co znamienne – autor sam zrejterował. Ponadto warto zaznaczyć po raz kolejny, że P. Makuch bronił swoją pracę doktorską na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ, w Instytucie Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych i nie była recenzowana przez historyka ZOBACZ i ZOBACZ.

Kluczową sprawą jest prawda ukryta w języku. Dlatego do celów propagandowych stworzono kolejny dogmat, że Słowianie przed wprowadzeniem chrześcijaństwa byli niepiśmienni, a wszelki postęp cywilizacyjny, kulturę czy pismo zawdzięczają Grekom, Rzymowi oraz nacji germańskiej (zresztą niesłusznie utożsamianej wyłącznie z Niemcami) (s. 49)
Wiele kontrowersji wzbudzają także dyskusje na temat okresu przyjęcia chrześcijaństwa w Polsce. Do tej pory niepotwierdzona jest data chrztu (rzekomo 966 r.). Nie wiemy też, czy to Mieszko I był pierwszym polskim władcą, który się ochrzcił, ani tym bardziej, gdzie to się zdarzyło. Co ważne, wszyscy krytycy Wielkiej Lechii, kwestionując istnienie słowiańskiej potęgi przed okresem piastowskim, domagają się dowodów historycznych, źródeł, map, kronik (których jak wiemy, jest sporo i na ich podstawie swoje badania prowadził Janusz Bieszk, Tadeusz Miller i inni), gdy tymczasem sami uznają za bezsprzeczną w żaden sposób nieudokumentowaną datę chrztu Polski (s. 135).

Tropem myś autora można też stwierdzić, że z przyczyn ideowych i propagandowych Związek Radziecki nigdy nie upadł. Nie mówi się także o przedmieszkowych dziejach, bo nie posiadamy przekazów z tamtych czasów – ówczesne elity albo ich nie spisały, albo nie przetrwały one do naszych czasów. Sam Aleksander Gieysztor w Mitologii Słowian (cytowana w bibliografii Kosińskiego) napisał, że świadectw na temat wierzeń i życia Słowian jest w gruncie rzeczy niewiele. Podobne zdanie wygłosił chorwacki slawista, Vatroslav Jagić, który stwierdził, że oddałby całą literaturę przedmiotu za jeden tekst źródłowy. To, że data chrztu Mieszka nie jest precyzyjnie ustalona (i zapewne nigdy nie będzie), nie znaczy, że tego wydarzenia nie było. Janusz Bieszk nie przedstawił żadnych źródeł z epoki poświadczających istnienia Wielkiej Lechii (co zostało udowodnione na tym blogu w wielu miejscach, dla zainteresowanych odsyłam do 8-częściowej recenzji „Słowiańskich królów Lechii”, tutaj część pierwsza ZOBACZ). Kosiński zapowiedział również napisanie książki o dziejach Wielkiej Lechii. Jestem zatem niezmiernie ciekaw, czy (a w zasadzie – jak) w takiej pracy przedstawi zabytki archeologiczne świadczące o tym, że w starożytności było na terenach dzisiejszej Polski państwo (zwane też imperium) z całą infrastrukturą administracyjną czy monetarną.

Mnie się jednak wydaje, o czym wcześniej wspomniałem, że określenie ‘niemiec’ wywodzi się od zrostu ‘nie miecz’ – nie z miecza rodu. Słowianie początkowo nazywali tak wszystkich nie-Słowian. Analogiczny zapis miecza jako ‘mieć’ mamy w imieniu Miecław (Mieczysław, Mietek), notabene to imię Mieszka I według zapisu na poczcie jasnogórskim. (s. 192)

Oto jest próbka zdolności etymologicznych autora. Jaki związek ma jedno z drugim? Kompletne pomieszanie z poplątaniem. Na ten temat pisaliśmy w tym miejscu ZOBACZ. Przy okazji tej tematyki warto też prześledzić polemikę między Przemysławem Urbańczykiem a Dariuszem Sikorskim (w recenzji książki tego pierwszego badacza, s. 190–192) ZOBACZ.
W zakończeniu autor napisał m.in.:
Takie datowanie wędrówki Słowian do Europy i ustalenie ich pochodzenia dzięki najnowszym badaniom genetycznym kopalnego DNA oraz właściwej interpretacji dotychczasowych znalezisk archeologicznych, demograficznych, antropologicznych, etymologii, nazw, badań lingwistycznych czy kulturowych może pozwolić nam na uwiarygodnienie oficjalnej nauki, obarczonej dotychczas politycznym brzmieniem. Do tego potrzeba tylko dobrej woli, bo materiał dowody Istnieje od dawna mimo stałych prób – nawet na masową skalę – jego niszczenia, fałszowania czy ignorowania [...] Może warto zacząć od popularyzacji wiedzy w tym zakresie z ogólnie dostępnych – acz często dotychczas przemilczanych, krytykowanych lub wręcz wyśmiewanych – źródeł, które jak jednak się okazuje,ukazują prawdziwą historii Polski i lechickiego dziedzictwa, a także etnogenzy Słowian oraz innych grup etnicznych i narodów europejskich. […] Dzisiaj, co ważne, do łask powraca międzywojenna koncepcja Józefa Piłsudskiego, bliska też sercu Szukalskiego, której celem jest utworzenie Międzymorza, czyli sojuszu państw słowiańskich od Morza Bałtyckiego od Mórz Adriatyckiego i Czarnego, jako przeciwwagi do odwiecznych imperialnych zakusów Rosji i Niemiec. Wygląda na to, że to znów Polska powinna wziąć na siebie ciężar nowej unifikacji krajów środkowo-wschodniej Europy. Grupa Wyszehradzka może być jej fundamentem, a doświadczenia z okresu unii polsko-litewskiej, kiedy stworzyliśmy najpotężniejsze państwo w Europie, nie mogą iść na marne (s. 300–302).

Pozostawiam te fragmenty pod rozwagę Czytelników. Nie znajduję zalet w tej książce, bowiem nawet w drobnych szczegółach jest ona boleśnie nieścisła. Żeby nie być gołosłownym, przytoczę kolejny przykład: na stronie 56 autor twierdzi, że Scythae to nazwa grecka, a podpis pod rysunkiem 1, przedstawiający legendarnego Lecha I Wielkiego mówi nam, że autorem ryciny jest Walery Eljasz-Radzikowski, co nie jest prawdą, bowiem to przedstawienie Lecha znane jest nam już od czasu powstania Kroniki Macieja Miechowity 1519/1521 r.! ZOBACZ Rysunek 23, podpisany jest jako mapa Germanii za czasów rzymskich, ale nie dodaje tak ważnego faktu, że pochodzi ona z przełomu XIX/XX wieku. Zresztą same podpisy w kilku przypadkach nie zawierają źródła pochodzenia, a mapy – pełnych nazw i informacji o tym, z jakich dzieł (bądź atlasów) pochodzą (jak rys. 23, 38, 41, 42).
Warto poczynić uwagę ogólną w stosunku do wydawnictwa Bellona, dla którego wydawanie bzdur historycznych i zalewanie nimi rynku księgarskiego stało się sposobem na szybki zysk. Historycy coraz mocniej uderzają w linię wydawniczą tej firmy. Wydaje się jednak, że wydawnictwo definitywnie zmieniło profil pod kątem potencjalnych czytelników, co jest przejawem upokarzającego upadku wizerunkowego, jeśli weźmiemy pod uwagę jacy historycy i ludzie pióra byli tam wcześniej zapraszani do współpracy.
Nie można książki Kosińskiego traktować nawet jako popularnonaukowego eseju, skoro autor w swoich rozważaniach oparł się na pseudohistorycznych pracach Janusza Bieszka (Słowiańscy królowie Lechii oraz Cywilizacje kosmiczne na Ziemi), Tadeusza Millera (3000 lat państwa polskiego jakiego nie znamy), czy wspomnianego już Piotra Makucha (Od Ariów do Sarmatów. Nieznane 2500 lat historii Polaków). Czytelnik po lekturze omawianej książki może dojść do wniosku, że Polacy, Słowianie i Prasłowianie byli na całym świecie od zawsze i wszędzie. Na pytanie, czy można napisać lepszą książkę o pochodzeniu Słowian odpowiedź może być tylko jedna: tak. Zasadnicze pytane brzmi: po co maskować swoje braki warsztatowe teoretycznymi kompetencjami w tylu różnych specjalnościach, które deklaruje autor? Może właściwym wyjściem z tej patowej sytuacji byłaby książka, której współautorami byliby zarówno historyk, archeolog, językoznawca, antropolog i genetyk? To z pewnością zadanie dla sztabu naukowców i specjalistów w swoich dziedzinach. Autor Rodowodu Słowian całkowicie poległ na tym polu, co nie jest zresztą szczególnie zaskakujące. Czasem można odnieść wrażenie, że T. Kosiński nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co bada. Nie można nazywać się badaczem i polemizować z własnym wyobrażeniem na temat polskiej historiografii, czy powoływać się na starsze prace, które nie mogą być miernikiem dzisiejszego spojrzenia historycznego na badane kwestie. Nie można współcześnie przedstawiać teorii allochtonicznej jednostronnie, podpinając ją pod nazistów. Ludzie chcą łatwych, prostych odpowiedzi. W dodatku takich, które potwierdzają ich wizję pewnych zjawisk, czy w końcu wyznawaną przez nich ideologię. Dlatego też Kosiński powinien pamiętać, że jest odtwórcą, a nie twórcą historii.
(aw)

Komentarze

  1. https://www.youtube.com/watch?v=_sCg5bZJ7cA

    Dziwne, że wszystkie najgorsze bzdury, które się ostatnio pojawiają w mediach czy czasopismach"ezoterycznych", są ze Wschodu. Teoria pola torsyjnego to kocopoły przeszczepiona z Ukrainy i Rosji, a mecenasami Wielkiej Lechii z jakiegoś powodu są byli oficerowie UB i ich koledzy (vide Bellona itp.). To wszystko pachnie jakimś eksportem idei, który ktoś celowo propaguje w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ma Pan jakieś dowody, że to są "byli oficerowie UB"? Jeśli nie, to proszę nie rzucać bezpodstawnych oskarżeń.

      Usuń
    2. Jak to?! Przecież Michalkiewicz powiedział, że to ubeckie rzygowiny, więc o kogo może chodzić? Rusofile w mundurach zalewają nas bzdetami z premedytacją, to tacy homines sovieticusy.

      Usuń
    3. Chciałbym tu wyczuć ironię, albo jej nie ma, albo jej nie zrozumiałem ;) W każdym razie, zniżanie się do tego typu inwektyw, jakie stosuje Michalkiewicz, to są "argumenty" podobne do wyznawców wielkiej lechii, uważających swoich adwersarzy za "agentów watykanów, niemców, chazarów" etc. Używają takiej retoryki, zniża się do poziomu lechickiego szamba. Widocznie red. Michalkiewiczowi zabrakło argumentu merytorycznego, więc wyciągnął z rękawa swoje "ubeckie rzygowiny", którymi nie raz już rzucał w ludzi (pozostawiam kwestię czy słusznie). Natomiast środowisko Wielkiej Lechii jest tak zróżnicowane, że trudno ich zaszufladkować do jednej grupy.

      Usuń
    4. No to coś na temat:

      https://seczytam.blogspot.com/2017/10/jak-przyjaciele-michalkiewicza.html

      Usuń
    5. Powoływanie do tej sprawy Michalkiewicza, zakrawa wręcz na jakąś farsę. Przecież to, co wygaduje ten człowiek, jest niedorzeczne i niczym nie udowodnione.

      Usuń
  2. //red. Michalkiewiczowi zabrakło argumentu merytorycznego //...niekoniecznie bo podobno ten Bieszk miał powiązania z wojskowym wywiadem w latach 70 -tych ,na co są dowody w IPN ,t zn tak przynajmniej zauważa jeden z komentujących wywiad z Romanem Żuchowiczem o "turbosłowianach"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczekałbym na potwierdzenie takich rewelacji, póki co nikt nie opracował i nie sprawdził tego tematu, dlatego też to są czyste dywagacje.

      Usuń
  3. Oficjalnego potwierdzenia nigdy nie będzie , w każdym razie sytuacja robi się co raz ciekawsza bo pojawiają się już w sieci dziwne propozycje budowy jakiejś lechickiej unii , co siłą rzeczy sprowadza się do odbudowy t zw "bloku wschodniego"' z Rosją jako liderem , oczywiście nikt normalny nie będzie się pchał ponownie w "objęcia " tego państwa . Nie wydaje się ,że sam Bieszk czy jemu podobni autorzy biorą udział w jakimś zakonspirowanym planie odzyskania "kacapskich wpływów" ale tymi swoimi teoriami o wyjątkowości słowiańszczyzny jak najbardziej takim planom sprzyjają

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to ciekawe. Opiszesz gdzie ta koncepcja się przewija i co ona dokładnie zakłada? Nie widzi mi się wchodzenie na stronki typu TAW by zdobyć informacje na ten temat

      Usuń
    2. To ciekawe. Napiszesz coś więcej? Skąd taka koncepcja? Co ona zakłada? Jakie kraje obejmuje? Gdzie można się na nią natknąć?

      Usuń
  4. Gdy milczą zawodowi historycy to…
    Ja książki nie czytałem, ale kupię i przeczytam. Dlaczego? Kiedyś napisałem: Wybitny oksfordzko-harwardzki profesor historii Niall Ferguson w swej książce: Imperium..., stwierdza że analiza Hitlera zawarta w Mein Kampf odnośnie przyczyn upadku imperiów, jest znakomita...
    A że na wschodzie idea panslawistyczna, podpierana "na siłę" autochtonistyczną teorią pochodzenia Słowian, jest bardziej żywa niż kiedykolwiek?
    To fakt. Jednak za tą teorią stoją nie tylko agresywni postsowieccy panslawiści, ale i wybitni naukowcy ze wschodu. Ich nawet dawne prace przeżywają renesans w… zachodniej nauce (sic!), że wspomnę tylko np. liczne publikacje autochtonisty Valentina Sedova, tłumaczone obecnie nie tylko na angielski.
    A że historycy są ciągle pod świadomym lub podświadomym wpływem równie upolitycznionej jak pansłowiańska, nauki nazwijmy ją "pangermańską"?
    Np. w pracy "Pojednanie z lasem: w stulecie "argumentu florystycznego" w slawistycznych badaniach etnogenetycznych, 1908-2008." 2009., Z. Babik uważa że słowo buk musi być pochodzenia gockiego, mimo że Goci najprawdopodobniej w swych wszystkich miejscach bytowania nigdy i nigdzie nie widzieli lasu bukowego, podczas gdy np. dla ludów irańskich buczyna występująca na obrzeżach ich terytoriów, była często jedynym znanym dodajmy świętym lasem...
    Prof. A. Bursche w projekcie "Okres Wędrówek Ludów…" pisze: "Spodziewamy się istotnego wpływu efektów naszego Projektu na społeczeństwo polskie i europejskie, a zwłaszcza jego poczucie tożsamości, w istocie mające swoje korzenie w OWL..." "Mit o "prasłowiańskiej przeszłości ziem polskich" chcemy zastąpić realiami." "Studia ukierunkowane na OWL… …nie były do tej pory realizowane. Wynikało to w znacznej mierze z zaszłości… …gdy menadżerowie nauki dyktowali obowiązujące w krajach obozu sowieckiego […] poglądy..." dla "…doktryny autochtonicznej mówiącej o odwiecznej zasiedziałości Słowian."
    Tylko w krajach "obozu sowieckiego"?
    W "A Companion to Russian History", A. Gleason - 2009, p. 22, mówi o bezmyślnym powtarzaniu przez uczonych argumentu Rostafińskiego, nie uwzględniającego zmian możliwego zasięgu gatunku buk (Fagus) w ciągu chociażby ostatnich 2 tysięcy lat (…).

    "Przede wszystkim nie wydaje się wiarygodne, dlaczego grupa regionalna i dotąd niemal nieznana mogła przejąć prawie całą środkową i wschodnią część Europy w stosunkowo krótkim okresie od ok. 500 do 650 r." (Pohl (2003, p. 582).

    "Okresy najazdów barbarzyńców, migracji spowodowały daleko idące zmiany demograficzne i etniczne w Europie wczesnośredniowiecznej, choć te prawdopodobnie nie były tak dramatyczne […], jak sądzono wcześniej." (http://www.medievaltimes.info/the-early-middle-ages/ethnic-and-demographic-changes-in-the-early-middle-ages/).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Z. Babik uważa że słowo buk musi być pochodzenia gockiego, mimo że Goci najprawdopodobniej w swych wszystkich miejscach bytowania nigdy i nigdzie nie widzieli lasu bukowego, podczas gdy np. dla ludów irańskich buczyna występująca na obrzeżach ich terytoriów, była często jedynym znanym dodajmy świętym lasem." - Slowo buk jest pochodzenia zachodniogermanskiego i nie mam pojecia, co tu maja do rzeczy jakies iranskie swiete lasy. Rownie dobrze moznaby tu napisac o rytualach Papuasow.

      Usuń
  5. No może jeszcze dodam, jeśli można…

    W odpowiedzi na twierdzenia allochtonistów, że przesadza się z wpływem klimatu (miało miejsce silne ochłodzenie w IV-VI w.) na procesy demograficzne, Norwedzy Dybdahl A. et al., "Climate and demographic crises in Norway in medieval...", 2012. stwierdzają, iż jest wręcz przeciwnie: "...rola klimatu jest niedoceniana, zwłaszcza, że szok klimatyczny kilku złych lat z rzędu bezpośrednio i pośrednio przynosi znaczny wzrost śmiertelności…"

    Na anglojęzycznym forum (http://forums.civfanatics.com/archive/index.php/t-497701.html), w komentarzu do wstępu z "Koncepcje dotyczące pochodzenia Słowian", wzorcowe obliczenia demograficzne allochtonistów proweniencji niemieckiej versus lata 30-te, tam zawarte, skomentowano tak: "...gdy ludność całej Europy w ogóle wzrosła w ciągu tych 500 lat (500-1000AD) o zaledwie 40%, to populacja Słowian, z drugiej strony, w tym samym okresie czasu, miałaby się zwiększyć o od 360% do 2330% !!!"
    Jak to możliwe w okresie powyższym, gdy cała ludność Europy w VI-VIII wieku zmalała o 1/3?

    A monumentalizowana ikona allochtonistów prof. K. Godłowski wyznaczył przecież stosunkowo niewielki obszar wokół Kijowa jako pierwotny dla zamieszkiwania Słowian w 4 - 5 wieku (mimo, że ten nie mógłby wyżywić nawet dzisiaj ponad 300.000 osób, które musiałyby tam wówczas żyć).

    Tak więc to jednak nie przedwojenny "politycznie poprawny" patriotyzm naszych historyków każący być im autochtonistami, czy antyniemieckość okresu PRL - "komunizmu", czy postsowiecki nacjonalizm dzisiejszy ale "zwykła" prosta i "ścisła" nauka np. wzmiankowana demografia, zadaje ostateczny cios wielkiej wędrówce w OWL, jako czynnikowi sprawczemu zasiedlenia przez Słowian ogromnych obszarów naszego kontynentu.

    Co więc w miejsce tracącego znaczenie OWL – pradawna Wielka Lechia?

    P.S. W "moim" Szczecinie otwarto właśnie wystawę pod nieznośnym i nieznoszącym dyskusji tytułem: "Barbarzyńskie tsunami. Okres Wędrówek Ludów w dorzeczu Odry i Wisły". (…)
    Człowiek z Piltdown ma się zatem całkiem dobrze po obu stronach sporu w nauce o pochodzeniu Słowian…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobrze. Mamy już deklarację ideologiczną. A teraz może coś na temat, składnie i tak, żeby można było zrozumieć?

      Usuń
    2. To może ja odpowiem za Anonimowego. Chodzi z grubsza o to, że cała dyskusja allo- i auto- śmierdzi kupą. Obie strony dyskutują nie z faktami, tylko z teoryjkami. Np. taki Godłowski uczepił się słowiańskości kultury czerniachowskiej i każe Słowianom cwałować spod Kijowa w stronę Wisły i Odry. Autosy z kolei mają mokre sny o słowiańskości kultury łużyckiej, pomorskiej, nawet wielbarskiej itd. Wywiązuje się żenująca szczeniacka wymiana zdań, w której żadna ze stron nie ma racji, a animozje środowiskowe i personalne sięgają niebotycznych rozmiarów. Prawda jest jak zawsze po środku. Słyszał kto kiedy w Polsce o kulturze czarnolaskiej?? To niech se poszuka i przestanie szczepić ryja.

      Usuń
    3. Pytanie tylko po co Pan stosuje takie frazesy typu prawda leży po środku? Prawda leży, gdzie leży :D

      Usuń
    4. I tak pozostanę przy swoim zdaniu, że wojna allo-auto jest żenująca. Kto się w nią wdaje nie ma chyba w domu nic do roboty.

      Usuń
    5. No to mamy kolejną deklarację ideologiczną. Podoba mi się ten prawdośrodkizm. Elegancki i błyskotliwy wywód Anonima definitywnie kończy wszelkie dyskusje.

      Usuń
    6. Trudno się dziwić Polakom szukającym źródeł pochodzenia swojego narodu, jeżeli widzą, że delikatnie mówiąc oficjalnie przedstawia im się "do wierzenia" prawdy co najmniej nie do końca potwierdzone. Kiedy urządzono ogólnopolska fetę wokół "dokładnej rocznicy chrztu Polski", na którą nie ma przecież żadnych dowodów, jest całkowicie umowna i sam kościół podając ją do publicznej wiadomości, był wysoce niepewny jej przyjęcia. Kiedy okazało się, że nie ma żadnego społecznego odzewu, no to stwierdzono, że można robić wszystko. W muzeum Polin inwokacja dla zwiedzających informuje, że jak przyszli Żydzi, to Polacy z drzew pospadali i tak powstała "wspólna" Polska, w rekonstrukcjach historycznych cystersów z Lądu przedstawia się tubylcom jak to na czworakach chodzili i mówić nie umieli, tylko ryczeli, aż przyszli rycerze-cystersi i ich ochrzcili, a wtedy od razu i mowę i pionową postawę tubylcy uzyskali. Uzupełniając te nieobojętne przecież dla Polaków, w ich własnym kraju "fakty historyczne" postawa polskich historyków, tkwiących ciągle w " kossinnowskich" miazmatach i nie potrafiących pomimo, że mamy XXI wiek przekopać i zbadać nawet Kopca Krakusa i Wandy w Krakowie, o innych podobnych zabytkach nie wspominając, to nie należy się dziwić, że Polacy (którzy uświadomili sobie, że tzw. naukowcy, politycy i pasterze najnormalniej w świecie "robią ich w konia") zaczęli samodzielnie poszukiwać źródeł własnej historii. Należy do tego dodać, że inne nacje, w tym szczególnie Niemcy są bardzo aktywni na terenie Polski, także na wykopaliskach i że wyniki ich badań są wykorzystywane do realizacji niemieckiej polityki historycznej (dotyczy to także polityk historycznych innych nacji), co każdy Polak przecież widzi gołym okiem. Wszelkie dotacje i granty mają w tym swój udział i wpływają na bierność wobec tej sytuacji tzw. "polskiego środowiska naukowego"
      P.S. Społeczeństwo polskie, w tym i moja skromna osoba, chętnie zapoznałoby się z wynikami prześwietlenia radarowego Kopca Krakusa w Krakowie, jak dotąd nieopublikowanymi.

      Usuń
    7. Niesamowity bełkot, Anonimie. A teraz może coś z sensem. Zacznij może od wyjaśnienia, jak to się cystersi przekształcili w zakon rycerski. Potem zabierz się za udowadnianie pozostałych swoich "tez". Potrafisz? Czy może jesteś zwykłym turbolechickim nieukiem?

      Usuń
    8. Sattivasa , widzę, że nie potrafisz napisać czegokolwiek bez inwektyw i obrażania rozmówców. Kto cię wychował smarkaczu, że bez przerwy pyskujesz dorosłym, może po prostu pochodzisz z patologicznej rodziny i wyniosłeś to z domu?
      Czy mógłbyś odpowiedzieć, dlaczego na swój login wybrałeś księcia Mitanni, który dla władzy zdradził swój naród i sprzymierzył się z wrogami swojej ojczyzny, jak w Polsce Karol Mnich lub Zbigniew. Czy to jest przenośnia dotycząca twojego stosunku Polski i do narodu polskiego?
      Co do rycerzy-cystersów, to jak będziesz kiedyś w Lądzie i obejrzysz rekonstrukcję, która nazywa się nomen omen "Walka o Ląd", to zobaczysz, że braciszkowie cystersi, jak na płomiennych misjonarzy przystało, dziarsko wymachują mieczami i rąbią nimi dzikich słowiańskich tubylców, aż miło.
      A poza tym nie mam chęci spełniać twoich zachcianek, bo jesteś niekulturalny.
      P.S. Widziałem chyba na jakimś blogu, że chwaliłeś się, że jesteś archeologiem, więc weź łopatkę oraz grabki i przekop Kopiec Kraka lub Wandy w Krakowie, przynajmniej zrobisz, coś pożytecznego dla polskiej nauki, bo z twojego trollingu na różnych forach, niewiele wynika.

      Usuń
    9. Nic z sensem, jeno ciąg dalszy bełkotu.
      Quod erat demonstrandum.
      P.S. Nigdy nie twierdziłem, że jestem archeologiem.

      Usuń
    10. Suum cuique.

      Usuń
  6. Oj zajrzałem niestety... To ja ten pierwszy anonimowy od dwóch pierwszych dłuższych komentarzy. Reszta anonimowego nie moje, ale przyznam ciekawe, raczej nie bełkot. Ta metoda erystyczna, ad personam, często na blogach stosowana w formie bardzo prymitywnej jak przez Sattivasa, mija się z celem, jest wyraźnie nieskuteczna.
    A Bolek i Lolek ma wyraźne problemy z najprostszym logicznym myśleniem. W czasach ciepłych np. optimum romanum zasięg buka naszego był najprawdopodobniej taki http://www.nature.com/nclimate/journal/v3/n3/images/nclimate1687-f2.jpg, znacząco inny od obecnego http://www.euforgen.org/fileadmin/templates/euforgen.org/upload/Documents/Maps/JPG/Fagus_sylvatica.jpg. Goci więc niby dlaczego mieli mu wymyślać nazwę? skoro z rzadka rachityczne buczki widzieli? A Irańczycy do tego obok europejskiego buka mieli jeszcze "do oporu" Fagus orientalis i to olbrzymie okazy, i zwarte lasy lub miej zwarte laso stepy bukowe. A Goci w swojej praojczyźnie mieli buka dopiero w I wieku naszej ery. "Analiza pyłków pokazuje, że na słabych glebach Skandynawii [Pd. - Dania, Skania] pojawiła się inna roślinność niż wcześniej. Lasy... ...z dębowych zmieniły się w bukowe..." "Taka zmiana wymagała reorganizacji sposobu uprawy, co nastąpiło w I i II w. n.e." (z "Państwa wikingów", A. Forte et al., 2005; polskie wyd.: 2010;15). A buk potrafi migrować bardzo szybko: F. Saltré i wsp. w: Climate or migration: what limited European beech post-glacial colonization?, 2013.; szybkość migracji holoceńskiej Buka oceniają na średnio od 270 m yr-1 do 280 m yr-1, a maks.: na 560 m yr-1 do 630 m yr-1 (!).
    Nie dziwmy się że w "Mythology Legends From Around The Globe", 2017., A. Sofroniou,
    pisze co następuje: “The adoption of the foreigin word bog [= baga] probably displaced from the slavic languages the Indo-European name of the celestial God, Deivos (Ancient Indian Deva, Latin Deus, Old High German Ziu, etc.), which Lithuanian on the other hand, has conserved as Dievas.” czyli, że irański bóg wyparł u nas Słowian Deusa pochodzącego z PIE. Bóg, buk, Bug - te podobieństwo nazw w polskim języku tylko pseudonaukowiec może uznać za przypadkowe no i niereformowalny skrajny allochtonista.
    Twierdzenie że nazwa buk pochodzi z zachodniogermańskiego wynika z tej samej pangermańskiej tezy, że rzeczeni Germanie przybyli do Europy o tysiące lat wcześniej niż Słowianie i to nieomal wyłącznie Słowianie zapożyczali słowa od Germanów.
    A samą książkę Kosińskiego czyta się strasznie ciężko. Wyłowienie ciekawych spostrzeżeń, konstatacji tutaj jest chyba trudniejsze niż z Mein Kampf.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoja odpowiedź na moją uwagę to manipulacja czystej wody. Nigdziem nie napisał, że buk jest pożyczką gocką, ale że jest pożyczką germańską.

      Usuń
  7. Prawdą jest, że praca Tomasza Kosińskiego to dzieło niedoskonałe i nacechowane wieloma błędami poznawczymi, ale "krytyka" Sigillum...jakiegoś tam, to zakompleksiony do cna nienawistny i grożący paluszkiem katońskim rozpaczliwy jazgot. Żenada, więcej tu nie wchodzę, bo tu poprostu wali na odległość.

    OdpowiedzUsuń
  8. słowo buk jest germańskie, ale ludy niemieckie całe nazewnictwo związane z owocami leśnymi przejęli od Słowian - wszędzie jest człon "berry"i "berre" słowianie nie znali drzewa bukowego a niemcy owoców leśnych -borówek ciekawe...

    OdpowiedzUsuń
  9. "pozaziemskie rasy jak: Liriane, Syriane, Plejadianie, Arianie, Bakaratinianie, Nibiruanie, Centaurianie, Weganie" ależ ich się nazbierało, chyba się "Facetów w czerni" naoglądał.
    Arianie to chyba Bracia Polscy?
    Lirianie według Miszcza Lema (vide "Niezwyciężony") byli cywilizacją zacofaną w porównaniu z ziemską.
    Weganie to ci co nie jedzą mięsa?

    OdpowiedzUsuń
  10. "Nie wiemy też, czy to Mieszko I był pierwszym polskim władcą, który się ochrzcił, ani tym bardziej, gdzie to się zdarzyło."
    Jakby pokłosie "Mieszka Pierwszego Tajemniczego" Przemysława Urbańczyka: Mieszko pochodził z rodziny chrześcijańskiej od pokoleń etc.

    OdpowiedzUsuń
  11. Cieszy mnie fakt ,ze ktoś potrafi uzasadniać i wytykać w błędy . Ta recenzja nie jest idealna aczkolwiek cytaty z tej ksiazki są w jej kontekście dobrane bezbłędnie. Nie uważam ,by autor recenzji upierał sie przy swoim , jest to jedynie doszukiwanie sie sensu w narracji z tej książki. Trafnie określił błędy Kosińskiego jako niekompetentne a jego opinie nienaukowe. Obwinianie allochtonistów to narzędzie niskiego lotu i doszukiwanie sie w ich teorii spisku nie przedstawia autora w świetle nauki najlepiej . Tego typu narracje niestety są po obu stronach konfliktu o początki państwa. Brak merytoryki w dyskusjach prowadzi do hejtu , który w żaden sposób nie pomaga w rozwiązywaniu problemu Słowian . // To dotyczy również Ciebie panie Sattivasa . Twoja ignorancja i trollowanie oponentów świadczy tylko jaki jest Twój stosunek do wiedzy i w jaki sposób ją weryfikujesz. // Wracając do argumentacji jak sie toczy w obu środowiskach - obserwuję ja dość długo i w moim przekonaniu wygląda to tak - allochtoniści trzymają sie twardych zasad w myśl określonych i wypracowanych scenariuszy literacko-archeologicznych podczas gdy ich hermeneutyka i onomastyka mocno kuleje. Ich główną kontrargumentacją w sporze o początki państwa Lechitów -czyt. Polski z turbosłowianami , jest megalomania , nacjonalizm oraz źródła literackie z okresu romantyzmu i modernizmu . Dalej - ich interpretacje są pozbawione wieloznaczności ,a wszelkie braki informacji tłumaczą pustką osadniczą . Jest to czysta korelacja historyk -archeolog. Nawiększym jednak ich błędem jest ignorowanie zjawiska jakim jest kolonizacja i kreolizm . Autochtoniści - ich największym problemem jest forma literacka stosowana bezkrytycznie typu Polacy -Ariowie , Polacy -Wandale , Imperium Lechitów. Te neologizmy wystawiają ich reputację na pośmiechowisko . Niestety, zakłądając o istnieniu Wielkiego Imperium poprzez odkodowywanie nazw słowiańskich w róznych cześciach Europy to zbyt za mało , brak również śladów w kronikach o wielkości obszaru domniemanego Imperium . W tym wszystkim zamęt tworzą nauki pomocnicze - lingwistyka , genetyka oraz antropologia genetyczna i wiele innych . Jeśli obie te grupy znajdą kompromis by zmienic status quo, to wtedy jest szansa by nauka poszła naprzód . W powyższej recenzji znalazł sie cytat Godłowskiego […] należy się liczyć z możliwością występowania w okresie wpływów rzymskich w dorzeczu Odry Wisły jakiś bliżej niesprecyzowanych grup etnicznych o charakterze niegermańskim i niesłowiańskim [...] Jakoś nie widzę aprobaty jego wypowiedzi ani też głosów z jego środowiska choćby o takim "mało" istotnym fakcie ,ze archeologowie wykopywali z tego samego okresu lateńskiego trzy rodzaje ceramiki , przy czym tylko jedna była celtycka. Sprawa ostatnia - jeżeli genealogia genetyczna nie jest etosem kulturowym ,który kształtuje naród tzn. ,ze praojcowie Polaków (jakkolwiek sie wtedy nazywaliśmy) mogli przybyć na nasze tereny z innych alternatywnie stron Europy . Czy taki pogląd to płaskoziemstwo ? Nie sądzę i to z jednego powodu - Polityki Historii . Jeśli ktoś myśli ,ze nauka nie jest pod kontrolą ,bo to teoria spiskowa , to czas zbadać ten obszar gdyż jest to największe okręże w walce o prawdę historyczną . Na ten temat zostało juz napisanych wiele prac naukowych - życzę wszystkim obiektywizmu i zdrowego rozsądku .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I oto mamy kolejną paplaninę bez odrobiny sensu.

      Usuń
    2. I oto nasz troll ,specjalista od dyskredytacji najwyższych lotów. Cieszę sie ,ze czuwasz :) Sens jest dla ludzi ,którzy chcą go dojrzeć , a bezsens dla ignorantów . Inteligentni ludzie albo nic nie piszą albo zadają pytania ,jeśli czegoś nie rozumieją. https://rcin.org.pl/Content/64902/WA248_81001_P-I-2524_ziebinska-pisarstwo_o.pdf

      Usuń

Prześlij komentarz